W dniach 14-16 maja odbył się w Katowicach Europejski Kongres Gospodarczy. Wiadomość może nie najświeższa ale warta przypomnienia ze względu na jeden z tematów na owym Kongresie dyskutowanych, a mianowicie rynek cargo lotniczego w Polsce. Jak pewnie wiadomo (albo i nie wiadomo więc wiadomym czynimy) Polska do potęg w zakresie lotniczych przewozów towarowych nie należy. Ze swoimi 63 tys. ton cargo, 86 tys. ton łącznie z pocztą, w 2011 roku gra raczej w pośledniej lidze i wyprzedzają nas tacy „giganci” z naszego regionu jak Czechy, Węgry, nie wspominając już o Austrii. Zebrane grono szacownych panelistów pod przewodnictwem piszącego te słowa jęło więc z zapałem dyskutować nad przyczynami tego stanu rzeczy i zastanawiać się co nas czeka w przyszłości.
Wydaje się, że warto czytelnikowi przybliżyć jedną z konkluzji z tej dyskusji, a może nawet dać temat do przemyśleń…
Brak jest rzeczywistych danych o wielkości, strukturze i kierunkach cargo lotniczego z Polski i do Polski. Okazuje się, że dane publikowane przez ULC pokrywają tylko część towarów. Chodzi o tę część, która podróżuje na podstawie lotniczego listu przewozowego – bez względu na to, czy samolotem czy na kołach. I tu pojawia się znak zapytania – ile z tych 63 tys. ton, rejestrowanych przez ULC, rzeczywiście wyleciało a ile wyjechało z Polski transportem drogowym? Tak, tak drodzy klienci, nadajecie cargo lotnicze a wyjeżdża ciężarówką!
Wieść gminna niesie jednak, że wolumen polskiego rynku jest znacznie większy. Tak ze dwa razy większy. A wieść ta opiera się na danych z Cargo Account Settlement System – narzędzia IATA służącego do rozliczania spedytorów i przewoźników lotniczych. Dane CASS, choć też niepełne, pokazują to, co umyka naszemu ULC, czyli towary które wyjeżdżają z Polski transportem drogowym i dopiero za granicą są nadawane jako cargo lotnicze.
Można by zapytać po co nam ta wiedza? Nawet jeśli rzeczywisty wolumen jest dwa razy większy to i tak jesteśmy maluchami. No ale przynajmniej maluchami oświeconymi! W skrócie mówiąc, może dzięki tej wiedzy okaże się, że warto pochylić się nad rozwojem odpowiedniej infrastruktury na lotniskach, zapewnieniem dodatkowej przestrzeni ładunkowej w samolotach, tworzeniem intermodalnych węzłów transportowych wokół lotnisk? To pozwoli uatrakcyjnić nasz kraj dla tych branż, które wykorzystują transport lotniczy i na których rozwoju ponoć nam zależy. A moją osobistą satysfakcją jest to, że w takim kontekście prognozy wolumenu cargo zawarte w opracowaniu „Koncepcja lotniska centralnego dla Polski – prace analityczne” nie wyglądają już tak śmiesznie i nierealnie jak uparli się twierdzić niektórzy eksperci z branży.
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.