Miałem w tym tygodniu okazję uczestniczyć w locie szkoleniowym jednym z Boeingów 787 naszego LOT-u. Oczywiście szkolili się piloci, a ja i inni pasażerowie tego lotu mieliśmy okazję buszować po całym (no prawie całym) samolocie.
Pierwsze wrażenie, widząc samolot z zewnątrz, miałem nieszczególne… Pękate to jakieś, gondole silników nieproporcjonalnie wielkie i te skrzydła dziwne. Jak u nietoperza. Słowem nie za ładny. Zwłaszcza w porównaniu z modelem 777, który czasem na Chopina zagląda – Emirates. No ale nie to jest ładne co jest ładne, ale to co się komu podoba. Postęp ma swoje prawa.
Pora wejść do środka. I tu miłe zaskoczenie. Bardzo miłe wnętrze, takie przestronne (pewnie dlatego że pękaty!), kolorystyka też OK. Na wielki plus trzeba zapisać bardzo duże okna i możliwość indywidualnego przyciemniania. No i trzy klasy. Najwygodniejsza oczywiście klasa biznes i tam spędziłem najwięcej czasu wypróbowując fotele i inne miłe dodatki. Szkoda tylko, że przeciętnego pasażera raczej nie będzie stać na podróż tą klasą, w tym niestety i mnie. Powodowany realizmem przesiadłem się do Premium Economy. I kolejne miłe zaskoczenie. Wprawdzie jest tu o jeden fotel w rzędzie więcej (7 foteli), ale na komfort pasażera to właściwie nie wpływa. OK, fotele nie rozkładają się do pozycji poziomej, ale i ta osiągana jest całkiem wygodna. Z klasą ekonomiczną zapoznałem się tylko pobieżnie. Szału nie ma. Raczej ciasno i stan umysłu jakby inny – wszak to ekonomiczna… Szkoda że nie mogliśmy wypróbować tego osławionego systemu rozrywki pokładowej, ale ja osobiście podczas tak krótkiego lotu pewnie bym go nie rozgryzł. Pilot od tego ustrojstwa wyglądał nie mniej skomplikowanie niż od mojego telewizora, a to już przekracza moje pojmowanie. Jest jeszcze jedna istotna dla pasażerów zmiana, przewaga tego samolotu w stosunku do innych. I ja to doceniam bo latanie dla mnie oznacza ból głowy – bardziej przyjazne ciśnienie w kabinie. Ponoć łagodzi złe objawy po locie.
Wymieniać by pewnie jeszcze trochę można. Nie tykam oczywiście kwestii technicznych i eksploatacyjnych, które ponoć tworzą nowy standard dla statków powietrznych. Na własnym doświadczeniu chciałem się przekonać czy ten Dream to rzeczywiście może być taki magnes dla pasażerów, że będą specjalnie wybierać połączenia LOTu obsługiwane przez ten samolot. Po krótkim zastanowieniu uważam, że nie. To co oferuje sam samolot to sporo za mało. Do tego potrzeba jeszcze ponadstandardowego serwisu i dobrych (niekoniecznie najniższych!) cen. A z tym w LOT jest słabo… coraz słabiej. Szkoda, ale biorąc pod uwagę jeszcze te kłopoty techniczne które dotykają 787 to nie można uznać go za istotną przewagę konkurencyjną naszego przewoźnika z perspektywy pasażera.
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.