Właściwie nie u bram, bo już w środku, ale chce wejść jeszcze głębiej w rynek polski. Służyć ma temu otwieranie kolejnych baz – do istniejących baz irlandzkiego przewoźnika w Krakowie i we Wrocławiu dołączą zimą dwie nowe – w Gdańsku i Modlinie. Tak zapowiedział prezes O’Leary na wtorkowej konferencji prasowej. Fakt ten umknął trochę mediom skupionym na donosie związkowców na PLL LOT, a niesłusznie, bo plany Ryanair mogą daleko bardziej wpłynąć na obraz polskiego rynku lotniczego niż niewydarzony donos.
Zwiększenie liczby baz otwiera nowe możliwości w zakresie połączeń, głównie zagranicznych, ale także krajowych. Obecne połączenia WRO-WMI czy GDN-WMI mają być tylko początkiem. Otwarcie nowych baz daje potencjał na nowe kierunki krajowe i godziny połączeń bardziej sprzyjające komunikacji biznesowej. „Logiczne” destynacje to Szczecin czy Rzeszów, ale przede wszystkim połączenia region-region, z pominięciem Warszawy. A właśnie połączenia północ-południe oceniane są jako generujące największy potencjał w ruchu krajowym, poza połączeniami do Warszawy.
Czy fakt, że na połączeniach z Warszawą Ryanair wybrał port w Modlinie ma znaczenie? Obecnie ciągle jeszcze ma znaczenie dla ruchu biznesowego. Mimo poprawiającej się dostępności WMI, to ciągle jest dalej i dłużej z centrum Warszawy niż na Chopina.
Ale na drugim końcu są lotniska regionalne, na które lata także LOT czy Eurolot. Przy dramatycznie niższej cenie odległość Modlina od centrum Warszawy może nie mieć już takiego znaczenia…
Niezaprzeczalne jest jednak zwiększenie oferowania Ryanair w Polsce zarówno na trasach międzynarodowych, jak i krajowych. Jeśli do tego dodać informacje o zmianie modelu biznesowego, na przykład latanie na główne lotniska w Europie, czy połączenia długodystansowe, to pojawia się zagrożenie dla LOT-u i Eurolotu znacznie poważniejsze niż donos, decyzja Komisji czy Lufthansa. Ryanair będzie robił praktycznie to samo, tylko znacznie taniej. Czy wypchnie polskich przewoźników z rynku? Niestety historyczne doświadczenia pokazują, że ma duże szanse.
Powstaje pytanie, czy witać go jak wyzwoliciela od drogiego latania, czy jak okupanta, po którym tylko gruzy i bieda?
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.