Zrzeszenie Europejskich Portów Lotniczych – ACI Europe opublikowało wyniki analiz dotyczących sytuacji w europejskich portach lotniczych, w tym przede wszystkim, regionalnych. Wynika z nich, że w porównaniu z rokiem 2008, ruch lotniczy, na lotniskach regionalnych wzrósł jedynie o 3,4% podczas, gdy średni wynik dla wszystkich portów wyniósł 11%. 58% lotnisk obsługujących mniej niż 5 mln pasażerów przynosi straty finansowe. W przypadku lotnisk obsługujących poniżej 1 mln pasażerów jest to aż 75%.
Zdaniem ACI trend do koncentrowania się linii lotniczych na głównych trasach i dużych lotniskach ma charakter trwały. Związane jest to zarówno ze stabilną strategią linii sieciowych, operujących z ogromnych hub-ów i preferujących obsługę ograniczonej liczby portów zasilających, coraz większymi i ekonomiczniejszymi samolotami, z dużą liczbą częstotliwości, jak i zmianami w strategii niektórych tanich linii, w tym Ryanair, które przenoszą część operacji z małych portów regionalnych na duże lotniska.
Jedyni, potencjalni gracze, którzy mogliby starać się zmienić ten trend to linie regionalne, ale są one, w przeważającej liczbie przypadków, w bardzo trudnej sytuacji finansowej i ich priorytetem jest nie rozwój, ale „przeżycie”.
Na te wiadomości nakładają się informacje o otwieraniu przez Eurolot kolejnych połączeń z portów regionalnych. Ostatnio Lublin-Wrocław. Propozycja poszła także do kujawsko pomorskiego – Eurolot mógłby uruchomić wakacyjne połączenie z Bydgoszczy do Krakowa, jednak samorząd musiałby dołożyć 1,5 mln zł na uruchomienie nowej trasy. Wydaje się, że połączenie Lublin-Wrocław też korzysta z dodatkowych zachęt finansowych.
Niestety nie wygląda to więc na walkę z trendem i próbę odmiany losów, a raczej walkę o przeżycie i trochę desperackie poszukiwanie możliwości wykorzystania dość licznej floty Q400. Czas pokaże, ale nie wydaje się aby te połączenia zbliżyły się choćby do pełnej rentowności i po wyczerpaniu dotacji znikną z rozkładu jak zniknęły już RZE-WRO czy RZE-SZZ. A nie o to chodzi żeby latać na „egzotycznych” połączeniach, dlatego że są tacy, którzy dopłacą z desperacji bo ich super ambitne plany rozwoju infrastruktury lotniskowej negatywnie weryfikuje życie. Od dopłacania ani portom ani regionalnym liniom się nie poprawi.
Osobiście jednak wierzę w sens i potencjał regionalnego latania, w tym po kraju. Latania, które zaspokoi interes samorządów, portów, linii i pasażerów. I nie jest to wiara na wiarę, ale oparta na konkretnych wyliczeniach i analizach. Ma całkiem twarde podstawy. Tyle tylko że w naiwności swojej zakłada zrobienie rzetelnych prognoz, zintegrowane podejście do rozwoju siatki w wielu portach, podział ryzyka między port i linię, wspólny wysiłek marketingowy i takie tam jeszcze „nieważne” pierdółki.
Droga na skróty wygodniejsza, tylko dokąd nas zaprowadzi? Na krawędź…
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.