25 czerwca miałem okazję uczestniczyć w spotkaniu z panem Simonem McNamarą – dyrektorem generalnym Europejskiego Zrzeszenia Przewoźników Regionalnych organizowanym przez Polski Klub Lotniczy.
Interesujący człowiek, interesująca prezentacja i dyskusja. Dla mnie osobiście pewne uporządkowanie kim/czym jest przewoźnik regionalny i jak działa. Na kanwie tego spotkania chciałbym jednak podzielić się kilkoma przemyśleniami i spostrzeżeniami wynikającymi z treści wystąpienia pana McNamary, a dotyczącymi niestety negatywnej roli jaką odgrywa Komisja Europejska w rozwoju lotnictwa.
Po istotnej deregulacji rynku lotniczego z jaką mieliśmy do czynienia w latach 90-tych obecnie wahadło zaczęło się przechylać w drugą stronę. Mamy do czynienia z ponowną regulacją. Nie wprost, ale poprzez różnego rodzaju regulacje, zalecenia, dyrektywy dotyczące spraw technicznych, biznesowych czy środowiskowych. Jaskrawym przykładem są tutaj przepisy dotyczące praw pasażerów. Idą zbyt daleko i są niejasne. Wydaje się, że w znacznym stopniu to rynek powinien decydować o stopniu „ochrony konsumentów”. Przy obecnej konkurencji jeśli jakaś linia „wystawiła pasażera do wiatru” to ma szansę nie korzystać więcej z usług takiej linii. W obecnej sytuacji linie są obciążane nadmiernymi obowiązkami, co wpływa na koszty biletów, kombinują one jak omijać kosztowne przepisy a frustracja zawiedzionych pasażerów i tak nie jest mniejsza. Czy można wszystko pozostawić „magicznej ręce rynku”? Pewnie nie. Dotyczy to zwłaszcza kwestii bezpieczeństwa. Ale trochę racji ma jednak pan Korwin-Mikke w tym co mówi o roli unijnych instytucji…
Druga kwestia to raczej pytanie dlaczego Komisja tak nie lubi transportu lotniczego!? Bo wniosek taki nasuwa się widząc w jak nierówny sposób traktowane są różne rodzaje transportu. Szczególnym pieszczoszkiem wydaje się kolej, a transport lotniczy to raczej niechciane dziecko. Dość wspomnieć próby włączenia lotnictwa w system handlu emisjami, preferowanie kolei przy podziale różnych funduszy, czy budowanie infrastruktury za publiczne pieniądze. Wydaje mi się że rolę grają tu trzy czynniki. Po pierwsze, w przeciwieństwie do kolei lotnictwo nie jest postrzegane jako element transportu publicznego. A niesłusznie. Po drugie lotnictwo zapracowało sobie, także poprzez własne działania, na „gębę” ekskluzywnego środka transportu dla wybranych. Też niesłusznie. Wystarczy polatać jakimś low costem, aby się o tym przekonać. Po trzecie, twierdzenie jakoby kolej w porównaniu z lotnictwem jest taka „zielona”. Niekoniecznie. Są analizy które pokazują że porównanie pod tym względem wypada dla lotnictwa znacznie lepiej niż to się powszechnie uważa.
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.