No i stało się! Ktoś w końcu krzyknął że król jest nagi… Nie dziecko lecz sam prezes powiedział w końcu to co wielu przypuszczało już od długiego czasu, że kondycja naszego narodowego przewoźnika jest bardzo kiepska. Na tyle kiepska, że bez pomocy państwa się nie obejdzie. Sprawa jest mocno eksploatowana w mediach, przez polityków i ekspertów więc pomyślałem, że i ja do tego chóru się przyłączę ze swoimi trzema groszami…
Grosz pierwszy – dawać czy nie dawać? Pomoc publiczną LOTowi oczywiście. Różne są na ten temat opinie i nie brakuje i takich żeby nie dawać. Argumenty za tym są ale warto się też zastanowić co jeśli nie? Jeśli nie to spółka bez wątpienia upadnie. I nie jest prawdą, że pasażerowie tego nie odczują, że właściwie nic się nie stanie bo inni przewoźnicy wejdą i nas obsłużą. Życie nie znosi próżni i na pewno wejdą aby zagospodarować istniejący popyt. Ale zrobią to w sposób dla siebie najbardziej korzystny – bardziej obrazowo mówiąc zbiorą śmietankę, a resztę zostawią. Funkcjonowanie LOTu to nie tylko tysiące miejsc pracy w samej spółce i poza nią ale i znacznie bogatsza siatka połączeń bezpośrednich, w tym dalekiego zasięgu. A to jest kluczowe dla dostępności transportowej Polski, która ma ambicje uczestniczenia w globalnym podziale pracy. Zatem konieczne jest utrzymanie przy życiu narodowego przewoźnika.
Grosz drugi – co z tą restrukturyzacją? Jeśli dawać pomoc to oczywiście w ślad za tym powinna iść głęboka reforma spółki i jej działalności. Zarówno strony kosztowej jak i przychodowej. Przecież głównym celem komercyjnych przedsięwzięć jest zarabianie pieniędzy, a nie obcinanie kosztów! Niestety jak do tej pory wszystkie informacje o słynnym już planie restrukturyzacji skupiają się na obniżaniu kosztów tak jakby strona przychodowa zupełnie nie istniała albo nie była problemem. Przypomnę tylko, że rzecznik LOTu przyznał, że obecna krytyczna sytuacja spółki spowodowana została załamaniem przychodów w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. To pewne uproszczenie, bo na pewno nie jest to jedyna przyczyna, ale powinno być jakąś wskazówką. Szczęka opada kiedy słyszy się, że LOT będzie zamykał połączenia średniego i krótkiego zasięgu, ale rozwijał siatkę połączeń dalekiego zasięgu, tak, aby stanowiły one 40% całej siatki LOT-u. To jak zapełni te nowe Dreamlinery? Aby to osiągnąć LOT musiałby nie zwijać, ale znacznie rozwinąć siatkę połączeń średniego zasięgu. Czarno widzę ten plan restrukturyzacyjny…
Grosz trzeci – prywatyzować czy nie? W przeciwieństwie do części moich kolegów nie uważam żeby prywatyzacja była lekiem na całe zło. Sądzę, że spółka powinna najpierw sama (z finansową pomocą państwa) odbić się od dna, a dopiero potem szukać partnera. Czy będzie to w formie prywatyzacji czy innej to powinno być przedmiotem osobnej analizy, która weźmie pod uwagę nie tylko dobro spółki ale też i korzyść dla kraju – czy skomunikowanie i dostępność terytorialna ulegną poprawie? Jeden jest tylko dla mnie argument z całą mocą przemawiający za 100% prywatyzacją – w końcu spółka uwolni się spod kurateli urzędników z gmachu przy ulicy Wspólnej 6, którzy są współodpowiedzialni za obecną sytuację przewoźnika.
Jestem jednym z założycieli i Partnerem w BBSG. Od ponad 10 lat zawodowo związany z branżą lotniczą. Pracowałem dla lotnisk, linii lotniczych, firm handlingowych, samorządów i instytucji rządowych, inwestorów prywatnych w Polsce i w regionie CEE. Realizowałem projekty doradcze obejmujące zagadnienia strategiczne, rozwojowe, plany biznesowe, finansowanie i współpracę z inwestorami i podmiotami prywatnymi.
Szczególnie angażuję się w planowanie rozwoju działalności lotnisk, współpracę przewoźników i lotnisk, rozwój połączeń lotniczych, poprawę connectivity, współpracę różnych środków transportu. Pracuję też nad projektami z zakresu rozwoju gospodarczego i wpływu komunikacji lotniczej na atrakcyjność inwestycyjną regionów i miast. Interesują mnie zagadnienia wpływu działalności lotniczej na rozwój gospodarczy i społeczny – powiązanie wyzwań rozwojowych dla kraju i regionów z działaniami biznesowymi na poziomie poszczególnych podmiotów.
Jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Uniwersytetu Minnesota – Carlson School of Management, gdzie zdobyłem tytuł MBA.